Archiwa kategorii: Australia i Oceania

Dziś chcę Wam pokazać owoce, jakie mieliśmy okazję jeść na Rarotonga. Większość z nich pierwszy raz i mam nadzieję, że nie ostatni, bo wszystkie bardzo nam smakowały. Przede wszystkim były bardzo soczyste i słodkie – to pewnie dlatego, że dojrzewały na słońcu, a i deszczu tu nie brakuje, więc nie są wysuszone. W większości jako pierwsze podaję ich angielskie nazwy, bo często są po prostu ładniejsze od naszych odpowiedników i tak nauczyliśmy się je nazywać 😉 No to zaczynamy: PAW PAW, czyli melonowiec właściwy, albo po prostu papaja. Rośnie na wyjątkowo prostych drzewach o wysokości 5-10 metrów, ma podłużny kształt, jak dojrzeje, to zmienia kolor z zielonego na pomarańczowy. Owoce są miękkie, w środku zawierają dużo małych, kulistych i ponoć jadalnych nasion, ale my je wyrzucaliśmy. Można je jeść na surowo, świetnie sprawdzają się też w koktajlach czy smoothies. Są bardzo słodkie i delikatne w smaku. Na wyspie, jak i…

Czytaj dalej

Z zupełnie niewyjaśnionych przyczyn, od zawsze chciałem znaleźć się na wyspach pacyfiku. I to im wyspa dalsza i trudniej dostępna, tym lepiej. Od kiedy więc pojawił się pomysł na na nasz dłuuuugi wyjazd, do każdej wersji planowanej trasy dodawałem jakiś pacyficzny akcent. Pojawiały się wyspy bardziej znane, jak Fiji czy Polinezja Francuska, te znane mniej więcej – Samoa, Tonga, jak i te, które pewnie mało kto byłby w stanie umieścić bez pomocy na mapie – Kiribati (akurat to o tyle trudno umieścić na mapie, że jest to zestaw wysp rozstrzelony na 3,5 mln kilometrów kwadratowych), Nowa Kaledonia czy Wyspy Salomona. Ostatecznie wybraliśmy największą z Wysp Cooka, czyli Rarotonga. Czy to dobry wybór? Trudno powiedzieć nie zobaczywszy innych, ale na pewno nie żałujemy :-). Wyspiarskie życie toczy się zgodnie z innym czasem – czasem wyspiarskim. Powoli. Przyjemnie. Przynajmniej z naszej perspektywy – tych, którzy nie muszą tam pracować. Miesiąc zleciał nam…

Czytaj dalej

Nowa Zelandia, Waiuku link 30 nocy, 146 zł/noc (mieliśmy dużą zniżkę za pierwszą rezerwację) Dom w NZ miał być wyjątkowy – mieliśmy tu spędzić święta, przywitać nowy rok i uczcić urodziny Meli. Zdjęcia i opis domku w Waiuku na Airbnb bardzo nam się spodobały i pomimo że nie miał jeszcze żadnych ocen i mieliśmy być pierwszymi wynajmującymi, to zarezerwowaliśmy go i nie żałujemy! W domu tym na co dzień żyje rodzina trzyosobowa. Córka właścicieli – Eva – ma około 8-9 lat – tak wnioskujemy z jej zdjęć, prac i dyplomów wiszących na ścianie salonu. Postanowili wyjechać na miesiąc na wakacje i zostawili nam dom z większością wyposażenia. Był pokój dziecięcy pełen książeczek i zabawek, którymi uwielbiały się bawić nasze dzieci. Była maszyna do pieczenia chleba, z której regularnie korzystaliśmy. Był adapter i spora kolekcja płyt winylowych, był rzutnik, internet, taras, trampolina przed domem, niewielki ogródek, który podlewałam i jedliśmy z…

Czytaj dalej

Nowa Zelandia ma wiele do zaoferowania. My zobaczyliśmy może niewiele, ale wystarczyło by polubić ten kraj i chcieć tu jeszcze kiedyś wrócić 🙂 Przede wszystkim byliśmy tylko na północnej wyspie i to głównie w północnej jej części. Mieszkaliśmy w domku w Waiuku. Żeby zobaczyć więcej trzebaby jeździć kamperem i zatrzymywać się w różnych miejscach w drodze, a nie wracać w jedno miejsce. Oto lista odwiedzonych przez nas miejsc w kolejności ich zwiedzania: Hobbiton w Matamata – post tutaj Czarna plaża w Waiuku, tzn. plaża z czarnym piaskiem, który nie brudzi wbrew pozorom 😉 Dzieciom się podobało, ale mnie jakoś ciemny piasek nie przekonywał… Poza tym plaża była bardzo szeroka i jeździły po niej motory, quady, samochody, konie… Auckland Botanic Gardens – fajne miejsce na spacer, ogród jest duży i wstęp jest za darmo, ale bez szału Glowworm caves Waitomo – wow! piękne jaskinie i te świecące robaczki – bajka! Trochę…

Czytaj dalej

Kia Orana! Tak na Rarotonga wita się turystów. To powitanie, to coś więcej, niż zwykłe hello… Lądujemy na wyspie po północy. Wysiadamy na płytę lotniska i pieszo idziemy na salę przylotów. Jest niewielka, jest gorąco, klimatyzacji nie ma – jest kilka wiszących wentylatorów. Czekamy w kolejce do jednej kontroli, potem drugiej, pytają nas jakie leki i jakie produkty spożywcze wwozimy (proszek do pieczenia? Mina celnika – bezcenna :-D). Wszystkiemu towarzyszy muzyka – na żywo przygrywa i śpiewa starszy pan – ponoć wita tak wszystkich turystów przybywających na wyspę od 35 lat! Przedstawiciele różnych resortów witają swoich gości wieńcami lub naszyjnikami z pachnących, żywych kwiatów. Już jest pięknie! Wyspa Rarotonga nie jest duża. Droga wzdłuż wybrzeża, którą można objechać całą wyspę, ma 32 km. Jeżdżą tu dwa autobusy: jeden w kierunku zgodnym z kierunkiem ruchu wskazówek zegara, a drugi w przeciwną stronę. Całą wyspę można objechać w niecałą godzinę 🙂 Mieszkamy…

Czytaj dalej

Nie mogliśmy wysiedzieć na miejscu za długo… na czas świąteczno-noworoczny nie mieliśmy wypożyczonego auta, kolejne zamówione jest dopiero na 5.stycznia… Ale ile można siedzieć w domu? No dobra, są autobusy, więc sprawdziliśmy. Z naszego miasteczka jedyny autobus jeździ do Pukekohe, stamtąd teoretycznie pociągiem można dojechać do Auckland, ale akurat coś remontują, więc są zastępcze autobusy na pierwszym odcinku, potem trzeba się przesiąść do pociągu i na koniec znowu do autobusu… Zajmuje to dwa razy więcej czasu niż dojazd samochodem. Ech… Przejechaliśmy tylko kawałek autobusem, pochodziliśmy po sklepach i stwierdziliśmy, że potrzebujemy samochodu 😉 Z trudem udało się znaleźć wypożyczalnię, która jeszcze miała coś wolnego, bo to gorący okres, ale zdobyliśmy auto (najmniejsze z dotychczasowych, czyli miejscowy odpowiednik toyoty yaris) na 5 dni! No to w drogę! 31.grudnia raniutko wyruszyliśmy w drogę na półwysep Coromandel. To stosunkowo niedaleko nas – łącznie w dwie strony przejechaliśmy 350km. A półwysep piękny – pokryty…

Czytaj dalej

To były nasze pierwsze święta spędzone poza Polską. Ciekawa byłam zawsze, jak to jest, jak Boże Narodzenie jest w lecie, bez śniegu, czapek i kurtek. No i udało się – tegoroczne święta spędziliśmy w Waiuku w Nowej Zelandii. Było gorąco, bo 25-26 stopni, ale nie tylko z tego powodu było inaczej. Nowozelandczycy nie są mocno religijni, więc święta nie są tu raczej głęboko przeżywane. Symbolami świąt spotykanymi w sklepach czy na ulicach są najczęściej Mikołaj (co ciekawe – nawet tu jest ciepło ubrany w czapkę, rękawiczki i ciepłe buty) i rzadziej choinka. Nie ma szopek, żłóbka, trzech króli… Nie ma też takiej bieganiny przedświątecznej, tłumów w sklepach i wielkich kolejek do kas. Gdy dzień przed Wigilią robiliśmy zakupy spożywcze zaskoczyło nas, że ludzie w sklepie się do siebie uśmiechają, sprzedawcy i kasjerzy są mili i nie wyglądają na przemęczonych. W okresie przedświątecznym niemal w każdym centrum handlowym siedzi Mikołaj, z…

Czytaj dalej

Wszystkim, którzy śledzą nasze losy w podróży, a jest Was całkiem sporo, życzymy aby te najbliższe dni były Wasze. Niech te święta będą takie, jakich potrzebujecie: spokojne lub szalone, z rodziną lub właśnie bez, eleganckie lub w pidżamie… Bez udawanych uśmiechów i uprzejmości, ale szczere i wśród tych, z którymi faktycznie macie ochotę spędzić ten czas. A jeśli nie możecie być z nimi fizycznie w te dni (bo np. są na drugim końcu świata ;-)), to pomyślcie o nich ciepło i z uśmiechem – bez niepotrzebnego smucenia się 🙂 O tym, jak my spędzamy święta w tym roku napiszę wkrótce – teraz idę pomalować paznokcie na świąteczny, czerwony kolor 😉

W Australii spędziliśmy w trakcie naszej obecnej podróży trochę ponad dwa miesiące. Poprzednim razem gdy tu byliśmy, spędziliśmy tu dwa tygodnie. Czyli razem niemal trzy miesiące życia w Australii. Nie mam oczywiście zamiaru twierdzić, że przez ten czas byliśmy normalnymi mieszkańcami tego krajo-kontynentu – dopóki nie spędzamy połowy dnia w pracy i nie wysyłamy dzieci do żłobków/przedszkoli/szkół – nie doświadczamy życia jak tubylcy. Jednak byliśmy tu na tyle długo, że nie jesteśmy tylko turystami, goniącymi pomiędzy operą i mostem w Sydney, Uluru czy Great Ocean Road. Wychodzi na to, że wisimy gdzieś pomiędzy turystą a tubylcem. Niech będzie. Zwłaszcza, że Mela ostatnio lubi wisieć na czym tylko się da. Miałem więc dużo czasu na obserwacje. A poniżej kilka moich spostrzeżeń. Ludzie Bardzo wyluzowani i otwarci. Ja nie jestem typem osoby rozpoczynającej konwersacje na prawo i lewo z osobami, które widzę pierwszy (a pewnie i ostatni) raz w życiu. Jednak w…

Czytaj dalej

Australia, czyli kraj, w którym dotychczas spędziliśmy najwięcej czasu, już za nami – i jakoś szybko to minęło. Jesteśmy już w Nowej Zelandii. Przylecieliśmy Air New Zealand, ale niestety nie samolotem w barwach LOTR lub Hobbita. Jednak postanowiliśmy to niedopatrzenie sobie szybko odbić i pierwszym miejscem, które tu odwiedziliśmy, był Hobbiton. Może mały disclaimer na początek – nikt z nas nie widział żadnego filmu z trylogii Hobbit. A tylko jedna osoba widziała LOTR. Wiem, wiem – wielu z Was pewnie gotowych już jest spalić nas na stosie. Na wszelki wypadek więc nie pojawimy się zbyt szybko w miejscach, w których są czytelnicy ;-). Dowiedzieliśmy się jednak, że ok.30% osób, które Hobbiton odwiedzają, nie zna filmów. Nie jest więc z nami tak źle. A Hobbiton to nic innego niż miejsce, w którym znajdował się filmowy Shire, czyli wioska Hobbitów. Po nakręceniu wszystkich filmów postanowiono ją pozostawić…i wykorzystać turystycznie. Hobbiton to fajne…

Czytaj dalej

10/19