Nowa Zelandia ma wiele do zaoferowania. My zobaczyliśmy może niewiele, ale wystarczyło by polubić ten kraj i chcieć tu jeszcze kiedyś wrócić 🙂 Przede wszystkim byliśmy tylko na północnej wyspie i to głównie w północnej jej części. Mieszkaliśmy w domku w Waiuku. Żeby zobaczyć więcej trzebaby jeździć kamperem i zatrzymywać się w różnych miejscach w drodze, a nie wracać w jedno miejsce.
Oto lista odwiedzonych przez nas miejsc w kolejności ich zwiedzania:
- Hobbiton w Matamata – post tutaj
- Czarna plaża w Waiuku, tzn. plaża z czarnym piaskiem, który nie brudzi wbrew pozorom 😉 Dzieciom się podobało, ale mnie jakoś ciemny piasek nie przekonywał… Poza tym plaża była bardzo szeroka i jeździły po niej motory, quady, samochody, konie…
- Auckland Botanic Gardens – fajne miejsce na spacer, ogród jest duży i wstęp jest za darmo, ale bez szału
- Glowworm caves Waitomo – wow! piękne jaskinie i te świecące robaczki – bajka! Trochę obawialiśmy się reakcji naszych strachliwych dzieci, bo część jaskini przepływa się łódką w ciemności i ciszy, aby móc podziwiać wiszące nad głowami i świecące delikatnie tysiące robaczków, ale na szczęście Julek i Mela byli nimi również oczarowani i nie bali się. W jaskini nie można robić zdjęć, ale można kupić kilka zmontowanych 😉
- Sky Tower w Auckland – obowiązkowy punkt, z którego można zobaczyć miasto i port, a także wyspę/wulkan Rangitoto. Z racji okresu świątecznego mieliśmy też miłe spotkanie ze św. Mikołajem na górze 🙂 No i widzieliśmy skaczących z góry śmiałków, bo można skorzystać i z takiej atrakcji – oczywiście bezpiecznie na linach 😉
- Półwysep Coromandel, o którym pisałam tutaj
- SeaLife Aquarium w Auckland – fajne miejsce na spędzenie czasu z dziećmi w deszczowy dzień. Nie jest zbyt duże, ale ma połowie drogi mały plac zabaw i miejsce, gdzie można pomalować jedną z wydrukowanych rybek-kolorowanek, a potem zeskanować rysunek i wpuścić rybkę do dużego wirtualnego akwarium wyświetlanego na ścianie. Jest też szklany tunel/akwarium z ruchomym chodnikiem, gdzie jadąc można oglądać przepływające nad głowami i obok ryby, płaszczki, rekiny. Co ciekawe – dla mniejszych dzieci są plastikowei stopnie, które pozwalają im więcej zobaczyć.
- MOTAT Auckland czyli Museum of Transport and Technology – bardzo ciekawe miejsce, w którym można wiele zobaczyć i się nauczyć. Składa się z kilku budynków, przez co zwiedzanie jest ciekawsze, niż przechodzenie między kolejnymi salami muzeum, poza tym w wielu miejscach można dotknąć eksponatów, spróbować samemu coś zrobić i zobaczyć, co się stanie. Julek na przykład uczył się, jak się kiedyś dzwoniło i sporą trudność sprawiało mu wykręcenie odpowiedniego numeru na tarczy telefonu, aby połączyć się z tatą przy drugim aparacie 😉 Możnaby tu spędzić kilka dni i się nie nudzić, jest też kawiarnia, plac zabaw, mini miasteczko sprzed ponad 100lat. Dla każdego coś ciekawego!
- Butterfly Creek Auckland – to miejsce, w którym świętowaliśmy urodziny Meli. Są tu wielkie dinozaury (część z nich rusza się i wydaje dźwięki), mini zoo, w którym można zobaczyć krokodyle, aligatory, małpki, wydry, ptaki kiwi (choć nam się nie udało – to zwierzęta nocne i w pomieszczeniu, w którym są jest bardzo ciemno, przez co trudno je znaleźć…), rybki i motyle siadające np. na głowie ;-), a także mini farma z kozami (nie przypadły do gustu Meli po tym, jak jedna próbowała czy jej wózek jest jadalny), królikami, świniami i śmiesznymi alpakami. Na terenie jest też restauracja, lody i plac zabaw. Pomieszane, ale ciekawe miejsce 😉
- Manukau Heads Lighthouse – przyjemne widoki nie tylko na samej latarni, ale także w drodze do niej.
- Waihi – kopalnia złota. Wykupiliśmy wycieczkę mini busem po terenie kopalni – miało być super i ciekawie dla dzieci, ale nie było… To chyba jedyne miejsce, na które żałujemy wydanych pieniędzy, ale w drodze z Waihi odwiedziliśmy Waikino, w którym jest piękny wodospad i super miejsce z jedzeniem – taka restauracja pod chmurką z oryginalnym placem zabaw dla dzieci
- Rotorua – miejsce to uważane jest za nowozelandzką stolicę zjawisk geotermalnych. To tu znajdują się źródła wód siarkowych i gejzery, w tym strzelający regularnie gejzer Te Puia – niesamowity widok! A te bulgoczące błota i naturalne małe baseny z gorącą wodą – fascynujące! My byliśmy oczarowani, ale niestety dzieci nie… Julek nie mógł znieść unoszącego się w powietrzu zapachu siarki i marudził okropnie :-/ Wy bez zapachu możecie obejrzeć Filmik z tego miejsca 🙂
I to by było na tyle. Muszę jeszcze dodać, że te wszystkie atrakcje są dosyć drogie – wydaliśmy tu chyba najwięcej na tego typu przyjemności, ale warto było!