Archiwa kategorii: Azja

Jeździliśmy po Sri Lance. Jeździliśmy po Japonii. Pociągi diametralnie różne od siebie. Jednak miały jedną cechę wspólną – miały nas gdzieś dowieźć. Brzmi sensownie, prawda? W końcu to środek transportu. Potem jednak przyszła pora na kolejne pociągi: • W Cairns • Koło Adelajdy • Koło Auckland I te pociągi też miały ze sobą coś wspólnego: nie zawieźć nas nigdzie. A dokładniej – wysadzić nas tam, gdzie wsiadaliśmy. Zaczyna być mniej sensownie? To poczekajcie – jeszcze kilka pikantnych szczegółów. Po pierwsze – wszystkie te australijsko-nowozelandzkie pociągi były stare. Myślę, że zarówno wiekiem jak i związanym z tym wyglądem/wyposażeniem zbliżone były do pociągów lankijskich. Po drugie – kosztowały bardzo dużo. Gdyby chciało mi się przeliczyć cenę za przejechany kilometr, pewnie wyszłaby nawet wyższa niż w Japonii. Na szczęście mi się nie chce. Podsumowując – jechaliśmy pociągami o standardzie zerowym, nie dojeżdżając nigdzie i płacąc za to krocie. Hmm… Ciekawe jest to w ilu miejscach ze starych torów…

Czytaj dalej

Wiem, wyjechaliśmy z Hong Kongu już ponad 2 miesiące temu (dokładnie 10 września). Czyli zanim minął pierwszy miesiąc naszej podróży. A tymczasem dzisiaj mijają już 3 miesiące. Jednak, jak mawiają najstarsi z indian, lepiej późno niż wcale – poniżej więc kilka zdjęć z HK. Teraz zabiorę się za Japonię.

Choć od miesiąca jesteśmy w Australii, to wspominamy często poukładaną, czystą i smaczną Japonię. To, co nas jednak bardzo tam zaskoczyło, to brak placów zabaw – takich dużych i kolorowych, jakie spotykaliśmy w Kuala Lumpur czy Hongkongu (i w Polsce też są). W japońskich miastach jest niewiele zieleni, parki służą głównie do spacerów lub są w nich świątynie i na plac zabaw miejsca nie ma. Czasami udało nam się znaleźć jakiś mały placyk z huśtawką, zjeżdżalnią i ogrodzoną piaskownicą i to było lokalne centrum rozrywki, na którym po 16tej pojawiały się dzieci wracające ze szkoły lub mniejsze dzieci z rodzicami, którzy wrócili do domu. I powiem Wam, że jak na tak skromne warunki – wszyscy bawili się nieźle. No ale do „wyszalenia” naszych dzieci to było trochę mało, więc szukaliśmy, co można robić z dziećmi w Tokio, Osace i jej okolicach. Okazało się, że jest trochę ciekawych miejsc (przeważnie płatnych…

Czytaj dalej

Japonia to inny świat, inna kultura, inne zwyczaje – inne więc też są japońskie mieszkania. Nie mogłam się ich doczekać od momentu, gdy rezerwowaliśmy je jeszcze w Polsce. Muszę przyznać, że te mieszkania robią wrażenie! Przede wszystkim dlatego, że można zobaczyć, jak na małej powierzchni wielkości naszego salonu w domu w Polsce, można zmieścić całe mieszkanie i tak wiele rzeczy 😉 Zobaczcie sami: Tokio link 13 nocy, 208 zł/noc Małe mieszkanko na 1.piętrze składało się z pokoju dziennego, który był jednocześnie jadalnią i miał aneks kuchenny, sypialni z tatami (maty na całej podłodze), materacami do spania, balkonem (na którym była pralka!) i dużą szafą na ubrania oraz łazienki z małą wanną. Pomimo niewielkich rozmiarów było bardzo funkcjonalne i wygodne. Spanie na materacach bardzo nam się spodobało – w końcu nie martwiliśmy się, że dzieci spadną z łóżek i mogliśmy Julka i Melę położyć razem. W sypialni była klimatyzacja, kuchnia wyposażona w podstawowe…

Czytaj dalej

W związku z trwającym Międzynarodowym Tygodniem Bliskości (co to – przeczytasz np. tutaj), postanowiłam podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami dotyczącymi mam, które miałam okazję widzieć na Sri Lance, w Kuala Lumpur i Hongkongu, a przede wszystkim w Japonii, bo tu spędzamy jak dotąd najwięcej czasu. To, co łączy wszystkie te miejsca, w których byliśmy, to brak wózków tzw. głębokich dla noworodków (przynajmniej ja nigdzie takiego wózka nie widziałam) i to, że dzieci są noszone przez rodziców 🙂 To dla mnie, chustonoszącej mamy, zwolenniczki noszenia w ogóle – bardzo miłe spostrzeżenie. Ale opowiem Wam po kolei… Sri Lanka Tu nie widziałam żadnych wózków na ulicach (raz spacerówkę u turystów) i sama też nie korzystałam z naszego. Ze względu na to, że przez tydzień mieliśmy w planie przemieszczać się po wyspie różnymi środkami transportu (pociąg, tuk tuki, auta), część bagaży, w tym wózek, zostawiliśmy w Kolombo, od którego zaczynaliśmy i w…

Czytaj dalej

Japonia – kraj daleko od Polski. Na tyle daleko (wujek G podaje, że ponad 8500km), że nawet czas tu płynie inaczej. Poważnie – u nas jest rok 2017, natomiast tu – 29. rok ery Heisei. Chociaż przyznam – w większości miejsc posługują się naszym kalendarzem. Chyba po prostu chcą zrównać swój czas z naszym. Tylko po co? A może żyją dwoma czasami na raz – dwoma prędkościami. Tak, to całkiem możliwe. Bo jak inaczej wyjaśnić pewne sprzeczności? Przykład – budują tu bardzo nowoczesne pociągi. Bardzo szybkie. Wygodne. Ciche. A co jest w każdym pociągu? A proszę bardzo: Tak, to najprawdziwsza budka telefoniczna. Zresztą jest ich całkiem sporo też na mieście – nasze dzieci miały niemałą zagadkę, co to jest… Oczywiście nigdy nie widziałem nikogo korzytającego z nich. No może z wyjątkiem kogoś chowającego się przed hałasem, rozmawiającego przez swojego ajfona. Inny przykład: zwykły sklep osiedlowy, jakich tu bardzo wiele. Jest…

Czytaj dalej

Osaka jest narazie naszą bazą wypadową. Chcemy wykorzystać tygodniowe przejazdówki na japońskie pociągi, więc zwiedzamy okolicę. Większość znanych i ciekawych miejsc można zobaczyć jadąc niecałą godzinę pociągiem z Osaki (ponieważ niektóre pociągi mogą jechać naprawdę szybko, to nie mierzymy odległości w kilometrach, a minutach dojazdu do danego miasta – wygodne to ;-)). Jako pierwszą odwiedziliśmy Narę – miejscowość na wschód od Osaki (35 minut jazdy zwykłym pociągiem). Nara ma duży park, w którym jest wiele świątyń, w tym bardzo stare, drewniane, wpisane jako zabytki na listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego UNESCO. Ale nie oszukujmy się, nie po to tu przyjechaliśmy… Naszym głównym celem były daniele, które biegają swobodnie w parku i podchodzą do ludzi licząc na to, że dostaną jedzenie, Dla dzieciaków to niesamowita frajda. Julek od samego wyjścia z pociągu pytał, gdzie te jelonki… A do parku trzeba było trochę przejść, ale w mieście już widać było, że…

Czytaj dalej

Rzadko nam się zdarza podczas naszego wyjazdu jeździć pociągami. Mam na myśli takie prawdziwe pociągi, nie jakieś metra czy kolejki podmiejskie. Pierwsze doświadczenia mieliśmy na Sri Lance – opisałem je jakiś czas temu (oczywiście wszyscy wpis czytaliście, więc tych, którzy tylko chcieliby sobie go przypomnieć, odsyłam tu). Gdy więc, po dwóch krajach bez takich doświadczeń, udało nam się ponownie wsiąść do pociągu (nie do końca byle jakiego), poczułem się niemal zmuszony, żeby do tematu powrócić w kolejnym poście. Przygodę z japońskimi pociągami najlepiej zaczynać jeszcze przed wyjadzem do Japonii. Serio. Bardzo przydatne okazuje się coś, co nazywa się JR Pass (JR od Japan Rail). To taka „przejazdówka”, dzięki której można jeździć wieloma pociągami po Japonii już bez dodatkowej opłaty. Nie dotyczy to tylko najszybszych spośród szybkich pociągów – Nozomi (japońskie szybkie pociągi, czyli Shinkansen, dzielą się na Nozomi, które zatrzymują się na najmniejszej liczbie stacji, następnie są Mizuho, Hikari, Sakura…

Czytaj dalej

Od ponad tygodnia żyjemy w Tokio. Mamy małe mieszkanie z aneksem kuchennym, więc śniadania i kolacje jemy w domu. Przekąski w ciągu dnia i obiady zawsze kupujemy gdzieś w drodze. Mamy więc okazję robić zakupy w różnych miejscach i powiem wam, że to nie zawsze jest takie łatwe… Produkty przeważnie opisane są tylko po japońsku, więc kupujemy na podstawie obrazków na opakowaniu lub po prostu „na czuja”. Zresztą zobaczcie, jak wyglądają półki w marketach: Z obiadami jest o tyle łatwiej, że większość barów czy restauracji ma witryny z atrapami przedstawiającymi potrawy, które można u nich zjeść, więc nawet jak nie mają menu w języku angielskim (a nie jest to standardem), to pokazujemy co chcemy i z niepewnością czekamy, co dostaniemy. Ciągle niespodzianki 😉 ale jak dotąd, nie trafiliśmy na coś, czego nie dało się zjeść lub co chciało uciec nam z talerza. A oto co jedliśmy: Dosyć często spotykane są…

Czytaj dalej

Trochę niepostrzeżenie (przynajmniej z naszej perspektywy) minął pierwszy miesiąc naszego wyjazdu – z Warszawy wylatywaliśmy 16 sierpnia. Pierwsze dni to ciągłe zmiany miejsc, życie dosłownie na walizkach – nie rozpakowywaliśmy się nawet w kolejnych domach. Potem, od kiedy trafiliśmy do Kuala Lumpur, wszystko się trochę uspokoiło – cały czas jesteśmy turystami, którzy mają na zobaczenie miasta kilka dni, ale przynajmniej możemy się spokojnie rozpakować ;-). Co się wydarzyło od momentu naszego wylotu? W samolotach spędziliśmy 22 godziny i 45 minut, przelatując w tym czasie ponad 15,5tys. kilometrów. Kolejnych kilkanaście godzin spędziliśmy w innych środkach transportu – pociągach, kolejkach, metrach, tramwajach, promach, taksówkach, Uberach, Grabach (to taki lokalny zamiennik Ubera w Malezji i kilku innych, okolicznych krajach – tańszy, bo Uber traktowany jest jak transport wyłącznie dla zagranicznych turystów), tuk-tukach, prywatnych samochodach. Łącznie z obecnym mieszkaniem w Tokio, spaliśmy w 9 różnych miejscach – pierwsza noc to hotel na lotnisku w…

Czytaj dalej

10/24