Archiwa kategorii: Nowa Zelandia

Nowa Zelandia, Waiuku link 30 nocy, 146 zł/noc (mieliśmy dużą zniżkę za pierwszą rezerwację) Dom w NZ miał być wyjątkowy – mieliśmy tu spędzić święta, przywitać nowy rok i uczcić urodziny Meli. Zdjęcia i opis domku w Waiuku na Airbnb bardzo nam się spodobały i pomimo że nie miał jeszcze żadnych ocen i mieliśmy być pierwszymi wynajmującymi, to zarezerwowaliśmy go i nie żałujemy! W domu tym na co dzień żyje rodzina trzyosobowa. Córka właścicieli – Eva – ma około 8-9 lat – tak wnioskujemy z jej zdjęć, prac i dyplomów wiszących na ścianie salonu. Postanowili wyjechać na miesiąc na wakacje i zostawili nam dom z większością wyposażenia. Był pokój dziecięcy pełen książeczek i zabawek, którymi uwielbiały się bawić nasze dzieci. Była maszyna do pieczenia chleba, z której regularnie korzystaliśmy. Był adapter i spora kolekcja płyt winylowych, był rzutnik, internet, taras, trampolina przed domem, niewielki ogródek, który podlewałam i jedliśmy z…

Czytaj dalej

Nowa Zelandia ma wiele do zaoferowania. My zobaczyliśmy może niewiele, ale wystarczyło by polubić ten kraj i chcieć tu jeszcze kiedyś wrócić 🙂 Przede wszystkim byliśmy tylko na północnej wyspie i to głównie w północnej jej części. Mieszkaliśmy w domku w Waiuku. Żeby zobaczyć więcej trzebaby jeździć kamperem i zatrzymywać się w różnych miejscach w drodze, a nie wracać w jedno miejsce. Oto lista odwiedzonych przez nas miejsc w kolejności ich zwiedzania: Hobbiton w Matamata – post tutaj Czarna plaża w Waiuku, tzn. plaża z czarnym piaskiem, który nie brudzi wbrew pozorom 😉 Dzieciom się podobało, ale mnie jakoś ciemny piasek nie przekonywał… Poza tym plaża była bardzo szeroka i jeździły po niej motory, quady, samochody, konie… Auckland Botanic Gardens – fajne miejsce na spacer, ogród jest duży i wstęp jest za darmo, ale bez szału Glowworm caves Waitomo – wow! piękne jaskinie i te świecące robaczki – bajka! Trochę…

Czytaj dalej

Nie mogliśmy wysiedzieć na miejscu za długo… na czas świąteczno-noworoczny nie mieliśmy wypożyczonego auta, kolejne zamówione jest dopiero na 5.stycznia… Ale ile można siedzieć w domu? No dobra, są autobusy, więc sprawdziliśmy. Z naszego miasteczka jedyny autobus jeździ do Pukekohe, stamtąd teoretycznie pociągiem można dojechać do Auckland, ale akurat coś remontują, więc są zastępcze autobusy na pierwszym odcinku, potem trzeba się przesiąść do pociągu i na koniec znowu do autobusu… Zajmuje to dwa razy więcej czasu niż dojazd samochodem. Ech… Przejechaliśmy tylko kawałek autobusem, pochodziliśmy po sklepach i stwierdziliśmy, że potrzebujemy samochodu 😉 Z trudem udało się znaleźć wypożyczalnię, która jeszcze miała coś wolnego, bo to gorący okres, ale zdobyliśmy auto (najmniejsze z dotychczasowych, czyli miejscowy odpowiednik toyoty yaris) na 5 dni! No to w drogę! 31.grudnia raniutko wyruszyliśmy w drogę na półwysep Coromandel. To stosunkowo niedaleko nas – łącznie w dwie strony przejechaliśmy 350km. A półwysep piękny – pokryty…

Czytaj dalej

To były nasze pierwsze święta spędzone poza Polską. Ciekawa byłam zawsze, jak to jest, jak Boże Narodzenie jest w lecie, bez śniegu, czapek i kurtek. No i udało się – tegoroczne święta spędziliśmy w Waiuku w Nowej Zelandii. Było gorąco, bo 25-26 stopni, ale nie tylko z tego powodu było inaczej. Nowozelandczycy nie są mocno religijni, więc święta nie są tu raczej głęboko przeżywane. Symbolami świąt spotykanymi w sklepach czy na ulicach są najczęściej Mikołaj (co ciekawe – nawet tu jest ciepło ubrany w czapkę, rękawiczki i ciepłe buty) i rzadziej choinka. Nie ma szopek, żłóbka, trzech króli… Nie ma też takiej bieganiny przedświątecznej, tłumów w sklepach i wielkich kolejek do kas. Gdy dzień przed Wigilią robiliśmy zakupy spożywcze zaskoczyło nas, że ludzie w sklepie się do siebie uśmiechają, sprzedawcy i kasjerzy są mili i nie wyglądają na przemęczonych. W okresie przedświątecznym niemal w każdym centrum handlowym siedzi Mikołaj, z…

Czytaj dalej

Wszystkim, którzy śledzą nasze losy w podróży, a jest Was całkiem sporo, życzymy aby te najbliższe dni były Wasze. Niech te święta będą takie, jakich potrzebujecie: spokojne lub szalone, z rodziną lub właśnie bez, eleganckie lub w pidżamie… Bez udawanych uśmiechów i uprzejmości, ale szczere i wśród tych, z którymi faktycznie macie ochotę spędzić ten czas. A jeśli nie możecie być z nimi fizycznie w te dni (bo np. są na drugim końcu świata ;-)), to pomyślcie o nich ciepło i z uśmiechem – bez niepotrzebnego smucenia się 🙂 O tym, jak my spędzamy święta w tym roku napiszę wkrótce – teraz idę pomalować paznokcie na świąteczny, czerwony kolor 😉

Australia, czyli kraj, w którym dotychczas spędziliśmy najwięcej czasu, już za nami – i jakoś szybko to minęło. Jesteśmy już w Nowej Zelandii. Przylecieliśmy Air New Zealand, ale niestety nie samolotem w barwach LOTR lub Hobbita. Jednak postanowiliśmy to niedopatrzenie sobie szybko odbić i pierwszym miejscem, które tu odwiedziliśmy, był Hobbiton. Może mały disclaimer na początek – nikt z nas nie widział żadnego filmu z trylogii Hobbit. A tylko jedna osoba widziała LOTR. Wiem, wiem – wielu z Was pewnie gotowych już jest spalić nas na stosie. Na wszelki wypadek więc nie pojawimy się zbyt szybko w miejscach, w których są czytelnicy ;-). Dowiedzieliśmy się jednak, że ok.30% osób, które Hobbiton odwiedzają, nie zna filmów. Nie jest więc z nami tak źle. A Hobbiton to nic innego niż miejsce, w którym znajdował się filmowy Shire, czyli wioska Hobbitów. Po nakręceniu wszystkich filmów postanowiono ją pozostawić…i wykorzystać turystycznie. Hobbiton to fajne…

Czytaj dalej

6/6