To już oficjalne – pozbyliśmy się domu. Nie permanentnie, ale na najbliższych kilka miesięcy nie mamy stałego adresu. Dziwne uczucie.
Pożegnaliśmy wszystkich bliższych czy dalszych znajomych, zapakowaliśmy samochód po dach (miejsce dla kierowcy trzeba było przed wyjazdem odkopać) i rozpoczęliśmy pierwszą część wyjazdu.
Na razie – krajową. Kilka dni pod Warszawą. Skoro krajowa, to samochód. I przystanki.
A czym się najmłodsze dziecię nasze zajmuje w czasie tych przystanków? Nie wiem, czy się cieszyć, czy martwić…
Zostaliśmy bezdomni