Set the controls for the heart of the sun

Set the controls for the heart of the sun

Tę piosenkę, tak jak wiele innych utworów Pink Floyd z wczesnego okresu, poznałem dzięki koledze z czasów licealnych (a potem też trochę późniejszych). Dobremu koledze. Pamiętam, jak na szkolnych wycieczkach puszczał nam (z magnetofonu – takiego na kasety, jeżeli to jeszcze pamiętacie) Careful With That Axe, Eugene. Niesamowite wrażenie. Potem urwał nam się kontakt. Ale to jedna z tych osób, z którymi chciałbym się jeszcze spotkać. Ale chyba nie mam odwagi. I tłumaczę się sam przed sobą brakiem czasu…

A dlaczego tę piosenkę tu przywołałem? Skojarzyła mi się z lotem do USA. Może dlatego, że to ostatni kraj naszego wyjazdu, w którym spędzamy więcej czasu niż kilka dni? Może dlatego, że to nasz najdłuższy pobyt? Planujemy tu być trzy miesiące.

A może dlatego, że jedną z pierwszych atrakcji, które tu zaplanowaliśmy, było Kennedy Space Center? Na słońce stąd nie latają, ale w kosmos i na księżyc – owszem.

Byłem tu już. Tylko kiedy to było…o rany…to był rok 1984. Czyli 34 lata temu. Pamiętam to pewnie tylko dzięki zdjęciom. Miałem niewiele więcej lat niż Julek teraz.

1984 – krótko po pierwszym locie (Columbia, 1981) i krótko przed pierwszą katastrofą (Challenger, 1986) zakończonego już programu wahadłowców. Inne czasy, inny świat. Trudno mi dokładnie określić, co się zmieniło w KSC – na pewno stało się bardziej nastawione na turystów.

Przyjechaliśmy o 12 a wyjeżdżaliśmy po 19. Prawie cały dzień. Trochę uprzedzę fakty i napiszę od razu – podobało nam się. Taki kawałek kosmosu i kawałek historii. Fajnie było przeżyć emocje startu rakiety, pierwszego lądowania na księżycu, startu wahadłowca, zobaczyć jak wielkie były rakiety Saturn V, które wynosiły Apollo na księżyc. Zobaczyć platformy, z których startują obecnie rakiety SpaceX. Zobaczyć największy na świecie budynek (pod względem kubatury) – VAB, czyli Vehicle Assembly Building, w którym, jak z klocków, składa się rakiety i wahadłowce, silniki i zbiorniki paliwa i ustawia na mobilnch platformach startowych.

Co jeszcze? Aha – Cape Canaveral jest na wyspie, na której żyje też kilka tysięcy aligatorów. Widzieliśmy kilka. Orły – widzieliśmy. Startujące z pobliskiej bazy US Air Force samoloty robiące beczki czy inne ewolucje w powietrzu – widzieliśmy. Niezliczone ilości samochodów na autostradzie mającej pasów 6 czy 16…sam już nie wiem – widzieliśmy. Mosty zwodzone, florydzki zachód słońca – widzieliśmy.

A potem wróciliśmy – 2,5h autostradą w nocy. Nie wiem dlaczego, ale wydawało mi się, że wieczorem tak szeroka autostrada na pewno będzie pusta. Ale myliłem się. Bardzo się myliłem – nieprzerwanie tłum samochodów sunął z nami na południe.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.