Dzisiaj, zupełnie przypadkiem, trafiliśmy na Yankalilla Cruise. Nazwa nic Wam nie mówi? Nam też nie mówiła. Gdyby nie zdjęcie na ulotce, pewnie nawet byśmy jej nie wzięli. A gdybyśmy wzięli, na pewno nikt by jej nie przeczytał.
Ale wzięliśmy. To znaczy – dzieci wzięły w swej nieodpartej chęci brania wszystkiego, co można. I przeczytaliśmy – to już my, dzieciom po kilku chwilach się kolorowy papierek znudził. Co więcej – od razu stwierdziliśmy, że idziemy.
Co to więc jest Yankalilla Cruise? To jest zlot starych samochodów. W miejscowości Yankalilla, czyli malutkiej mieścince na półwyspie Fleurieu (przyznaję – dopóki tu nie przyjechaliśmy, nie wiedziałem, że taki półwysep istnieje). Naprawdę malutkiej – liczba ludności w 2015 roku to 4700. W dodatku – daleko od czegokolwiek. Do Adelajdy jedzie się godzinę. Do kolejnego dużego miasta – to już są dni.
Mimo tego, zebrało się tu kilkaset starych samochodów. I było wszystko, co powinno być na porządnym festynie: grająca na żywo kapela z parkietem – zadaszonym bo dzisiaj mieliśmy tu 32 stopnie. Możliwość „ustrzelenia” zabawki, grochówka, schabowy i kapusta kiszona. No prawie – były ich lokalne odpowiedniki. Dmuchańce dla dzieci. Czyli nudzić się nie dało. Mimo tego – udało nam się kilka samochodów zobaczyć.
A było na co patrzeć… Poniżej kilka zdjęć – ale to bardzo mały wycinek tego, co można było zobaczyć.