Nowa Zelandia, Waiuku link 30 nocy, 146 zł/noc (mieliśmy dużą zniżkę za pierwszą rezerwację)
Dom w NZ miał być wyjątkowy – mieliśmy tu spędzić święta, przywitać nowy rok i uczcić urodziny Meli. Zdjęcia i opis domku w Waiuku na Airbnb bardzo nam się spodobały i pomimo że nie miał jeszcze żadnych ocen i mieliśmy być pierwszymi wynajmującymi, to zarezerwowaliśmy go i nie żałujemy! W domu tym na co dzień żyje rodzina trzyosobowa. Córka właścicieli – Eva – ma około 8-9 lat – tak wnioskujemy z jej zdjęć, prac i dyplomów wiszących na ścianie salonu. Postanowili wyjechać na miesiąc na wakacje i zostawili nam dom z większością wyposażenia. Był pokój dziecięcy pełen książeczek i zabawek, którymi uwielbiały się bawić nasze dzieci. Była maszyna do pieczenia chleba, z której regularnie korzystaliśmy. Był adapter i spora kolekcja płyt winylowych, był rzutnik, internet, taras, trampolina przed domem, niewielki ogródek, który podlewałam i jedliśmy z niego sałatę, miętę, wielką cukinię, pierwszego zielonego ogórka i żółtą paprykę, fasolkę szparagową i cytryny w dużych ilościach 🙂 Regularnie odwiedzał nas kot sąsiadów, zaglądała też mama właścicielki pytając czy nic nam nie trzeba. A i jeszcze właściciele zostawili nam karton ozdób choinkowych, dzięki czemu mieliśmy święta z choinką. Czuliśmy się tam jak w domu. Wspaniałe miejsce! Tylko trzeba mieć samochód, żeby coś zobaczyć. Samo Waiuku jest niewielkie (ale jest supermarket i inne sklepy, bary i restauracje, plac zabaw) i jest kiepsko skomunikowane z Auckland. Polecamy jednak to miejsce, bo ma dobry klimat 🙂
Rarotonga link 30 nocy, 336 zł/noc
Znalezienie noclegu na wyspie za rozsądną cenę nie jest łatwe… Z domem, który w końcu znaleźliśmy były jakieś przejściowe problemy, więc właściciel umieścił nas w drugim swoim domu po drugiej stronie wyspy i pozwolił zostać tu cały miesiąc. Dom bardzo ładny, prosty z otwartymi dużymi przestrzeniami, jak chyba większość domów tutaj. Duża sypialnia z dwoma podwójnymi łóżkami i jednym pojedynczym, salon połączony z jadalnią i małą kuchnią oraz duży zadaszony taras. Jasno i czysto, ale… brak moskitier oraz różne otwory w domu (to chyba mają być wywietrzniki?) powodują, że w domu jest sporo robactwa… Na wyposażeniu jest kilka antykomarowych preparatów do kontaktu i nie tylko oraz spray na robactwo, ale mimo wszystko nie da się przed tym ustrzec. Mela i ja jesteśmy strasznie pogryzione przez komary (chłopaków jakoś mniej lubią te bestie…), wciąż polowaliśmy na małe mrówki w domu, a wieczorem Tomek ubijał duuuże pająki… Muszę przyznać, że to odbiera przyjemność przebywania w raju. Ale okolica super – przed domem rosną banany, kokosy i papaje, blisko stacja benzynowa ze sklepem i bardzo fajny bar na plaży. To, o czym trzeba wiedzieć szukając noclegu na wyspie, to to, że to nie jest tak, że cała linia brzegowa jest piękną ogólnodostępną plażą (ja takie miałam wyobrażenie), tylko są tam tereny prywatne i często przez długi czas nie ma zejścia na plażę, choć ocean widać z ulicy. Niedaleko nas była na szczęście możliwość dojścia do oceanu, ale w tym pierwotnie wybranym domu nie, więc na dobre nam wyszła zamiana 🙂
W Nowej Zelandii spędzamy jeszcze jedną noc w hotelu po przylocie z Rarotonga, przed wylotem do Argentyny. To Heartland Hotel Auckland Airport i jest całkiem ok, ale jednak hotele nie są dla nas – za mało tu mamy przestrzeni i wolności 😉