Od ponad tygodnia żyjemy w Tokio. Mamy małe mieszkanie z aneksem kuchennym, więc śniadania i kolacje jemy w domu. Przekąski w ciągu dnia i obiady zawsze kupujemy gdzieś w drodze. Mamy więc okazję robić zakupy w różnych miejscach i powiem wam, że to nie zawsze jest takie łatwe… Produkty przeważnie opisane są tylko po japońsku, więc kupujemy na podstawie obrazków na opakowaniu lub po prostu „na czuja”. Zresztą zobaczcie, jak wyglądają półki w marketach:
Z obiadami jest o tyle łatwiej, że większość barów czy restauracji ma witryny z atrapami przedstawiającymi potrawy, które można u nich zjeść, więc nawet jak nie mają menu w języku angielskim (a nie jest to standardem), to pokazujemy co chcemy i z niepewnością czekamy, co dostaniemy. Ciągle niespodzianki 😉 ale jak dotąd, nie trafiliśmy na coś, czego nie dało się zjeść lub co chciało uciec nam z talerza.
A oto co jedliśmy:
Dosyć często spotykane są też automaty do zamawiania dań – nie trzeba wtedy rozmawiać z obsługą (która nie zawsze rozumie, o co ci chodzi), tylko wrzucasz monety i wybierasz nr potrawy w automacie przed lokalem, a potem wchodzisz z biletem odebrać swój obiad. Sprytne 🙂
Nam (zwłaszcza młodszej części rodziny) najbardziej jednak podobało się rozwiązanie w sieci restauracji sushi Genki. To miejsce na szybki posiłek (miejsce dostajesz na 45 minut), bardzo smaczne i ciekawe sushi (dla dzieci jest nawet burger sushi czyli maly kotlet na ryzu ;-)), a przede wszystkim tanie! Przy każdym stanowisku jest tablet, na którym zamawia się co chce, a talerzyk z wybranym sushi czy deserem (bo i te można tutaj zjeść :-)) po chwili przyjeżdża na taśmie. Potwierdzasz na tablecie, że odebrałeś i jesz zastanawiając się co będzie kolejne 😉 Na stole każdy ma dostęp do sosu sojowego, imbiru oraz kranu z gorącą wodą, dzięki czemu można sobie samodzielnie zaparzyć pyszną zieloną herbatę matcha 🙂
Jak jeszcze można robić zakupy? Ano w automatach wendingowych, które stoją na każdym kroku i w każdej, wydawałoby się, że niezbyt ruchliwej uliczce. Większość z nich to automaty z napojami. Spotkaliśmy się tylko z zimnymi napojami, ale ponoć są też z ciepłymi – może nie o tej porze roku. W automatach widzieliśmy też lody, lizaki, słodycze, papierosy, a nawet książki. Na lotnisku są automaty z kartami SIM.
Jak więc widzicie – nie da się zginąć z głodu czy pragnienia – zawsze jest jakiś sposób, aby coś kupić, nawet nieznając japońskiego 🙂
A tak na koniec pokażę Wam co mi najbardziej smakuje 🙂 To onigiri, czyli kanapki ryżowe – ja najbardziej lubię te trójkątne z nadzieniem rybnym zawinięte w wodorosty, herbatka jaśminowa w butelce (bez cukru!), zielone lody, no i oczywiście schłodzone wino śliwkowe 🙂
Zaraz, zaraz. Na jednym ze zdjęć maszyny jedzeniowej zdaje się, że dostrzegam przycisk z napisem ‚SCHABOWY Z KAPUSTĄ”, prawda?
Pozdrawiam i dziękuję za kolejne odcinki relacji.
A nie pomyliłeś przypadkiem z golonką? Te znaczki tu są takie podobne do siebie…
A winka śliwkowego to bym się napił…..
Ja mogłabym je pić cały czas 😉