Chiny, nie-Chiny

Chiny, nie-Chiny

Przed 1997 rokiem Hong Kong był brytyjski. I wszystko było proste. Brytyjski…i już. A teraz? Teraz trochę jest Chinami, a trochę nimi nie jest. W części obszarów (w szczególności – polityka zagraniczna i obrona) – to zdecydowanie część Chin. A w innych – już nie. Przykładowo – żeby wjechać, nie potrzebujemy żadnej wizy. Ale wjazd dalej, z HK na terytorium Chin-Chin, to jak przekroczenie granicy. Tam już potrzebujemy wizy.

Tak się składa, że byłem w HK w dziesiątą rocznicę przekazania, a teraz jestem w dwudziestą. Co się zmieniło? Jeszcze nic takiego nie zauważyłem. Wiem, co się na pewno nie zmieniło: taksówki. Jeżdżą takie same samochody. Mam wrażenie, że wręcz te same. A wspomnę tylko, że już 10 lat temu wydawały się przestarzałe. Ale to stare, dobre Toyoty. I prawie wszystkie na gaz. To efekt jakiegoś lokalnego programu pro-ekologicznego sprzed lat. A tak na marginesie, jak już o samochodach – od kiedy wyjechaliśmy z Polski, jesteśmy w krajach, w których ruch jest lewostronny. Sri Lanka, Malezja, teraz Hong Kong (a jak jest w Chinach kontynentalnych? Czy tam przypadkiem nie jest prawostronny? To byłaby kolejna różnica), potem jeszcze Japonia, Australia…pomyśleć można, że ten nasz, prawostronny, to mniejszość…

Widać tu w wielu miejscach ich chęć zaprowadzenia swojego porządku. Przykład? Znowu – taksówki. Wszyscy, oczywiście, doskonale wiecie, że HK składa się z głównej wyspy, z półwyspu Kowloon, Nowych Terytoriów oraz całej masy mniejszych wysp, z których najważniejsza (i największa) to Lantau. Taksówki jadące na wyspę lub do Kowloon – są czerwone. Jadące do Nowych Terytoriów – zielone. A Lantau to taksówki niebieskie. Proste. Nie wiem tylko, jaką taksówkę wezmę jadąc z Nowych Terytoriów na główną wyspę…powinna pewnie być czerwona, tylko skąd w Nowych Terytoriach wezmę czerwoną taksówkę, skoro tu nie jeżdżą? Hmm…prostotę zaczynamy gubić.

Hong Kong ma jedną z największych gęstości zaludnienia na świecie – na 1km2 przypada tu ponad 6500 ludzi (żeby dać Wam jakiś punkt odniesienia – w Polsce jest to 123 osoby, w USA 33, a w Australii – 3), stąd cała masa blokowisk (bardzo wysokich blokowisk – tutaj jak się winda zepsuje, chyba muszą zapewnić zastępcze zakwaterowanie dla mieszkańców koczujących pod bramami). Na szczęście są też obszary spokojniejsze, w których wcale nie widać, że tak tu się tłoczą. Dla mnie niespodzianką jest, że Hong Kong to nie jest takie jedno, duże miasto. Tu są też mniejsze wioski – pewnie nie dowiedziałbym się o tym, gdybyśmy w takiej nie zamieszkali. Taka mała, spokojna wioska, bez żadnego sklepu (na szczęście jest w sąsiedniej, do której na piechotę nie jest daleko).

Jeszcze jakieś pierwsze wrażenia? Nie pamiętam, jak było 10 lat temu, ale teraz mam wrażenie, że jest tu bardzo dużo osób, które w ogóle nie znają języka angielskiego. Kompletnie. Na lotnisku jeszcze dało się komunikować, ale potem taksówka – kompletny brak komunikacji. Sam taksówkarz ciekawy, śpiewający jakieś ich lokalne przeboje wraz z wokalistką, której głos dobywał się z wątpliwej jakości głośniczka. Ów głośniczek był jedną z wielu przeróbek zrobionych pewnie przez właściciela taksówki – środek wyglądał trochę jak wystawa różnego rodzaju sprzętów z targu staroci. Plus jakieś 4 czy 5 telefonów komórkowych. A nasz bagaż, który oczywiście nie miał prawa się zmieścić do bagażnika (bardzo dużego, ale w połowie zajętego przez butlę z gazem), kierowca przewiązał sznurkami – mimo naszych obaw, okazało się, że na tyle skutecznie, że liczba sztuk na początku i na końcu była taka sama. Ale gdy mówiłem na różne sposoby kierowcy, że już chcemy wysiąść (łącznie z międzynarodowym językiem gestykulacji), ten tylko się uśmiechał. I jechał dalej. Aż w końcu były słupki i musiał zawrócić. Wtedy postanowiliśmy skorzystać z okazji i niczym J.Bond (czy raczej – rodzina Bond) – uciec. Żebu nie było wątpliwości – zapłaciwszy uprzednio (złodziejską kwotę zresztą).

To chyba koniec pierwszych naszych odczuć – na razie siedzimy głównie na wsi. Po wizytach w wielkim mieście napiszemy pewnie więcej.

1 komentarz

Tomek, Ewa, piszcie więcej!!! te Wasze przygody z podróży czyta się jak najlepszą książkę przygodową. Po dzisiejszym „odcinku” o taksówkarzu w HK czekam na kolejny…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.