W ciągu ostatniego miesiąca przejechaliśmy samochodem około 10 tys km, przejeżdżając przez 14 stanów USA. Nieźle, co? Dla wielu dorosłych to wyczyn, a co dopiero dla dzieci…
Muszę przyznać, że jestem dumna z naszych dzieci! Znoszą podróż bardzo dobrze – jazda samochodem jest dla nich czymś naturalnym i nie trzeba ich na siłę do niego wsadzać 🙂
Pięciolatek i dwulatka – co robią przez długie godziny w samochodzie? Poniżej nasze sposoby na to, by jazda samochodem nie była nudna:
- Oglądanie tego, co za oknem. Ja uwielbiam patrzeć przez okno na zmieniające się krajobrazy. Staram się zainteresować też dzieci tym co mijamy, wykorzystać mijane obrazy do rozmowy na nowe tematy. Problem jest jednak taki, że Mela niezbyt wiele widzi ze swojego fotelika, a jak nie widzi tego, o czym rozmawiamy, to się bardzo denerwuje… możemy więc rozmawiać o tym co wysoko 😉 na niebie, albo w górach.
- Książeczki. Mamy kilka książeczek jeszcze z Polski (w tym Pucio, którego Mela bardzo lubi), ale dokupiliśmy też kilka w drodze (po angielsku i hiszpańsku). Wybieramy przeważnie takie, w których są rysunki, na których dużo się dzieje i trzeba poszukać czegoś na stronie lub samemu ułożyć historię – to zajmuje na jakiś czas Melę. Julek lubi mapy lub jak na rysunku pokazana jest budowa np. samolotu czy innego środka transportu i wypytuje nas o poszczególne części – jak się nazywają i do czego służą (wykorzystuje to potem budując z klocków LEGO).
- Audiobooki. Dwulatce ciężko jeszcze dłuższą chwilę skupić się na słuchaniu opowiadań, więc Julek przeważnie słucha podczas Meli drzemki. U nas super sprawdziły się opowiadania Martyny Wojciechowskiej „Zwierzęta świata” i „Dzieciaki świata”, a także opowiadania dla ciekawskich dzieci z serii „Skąd się biorą dziury w serze” (mamy kilka i wszyscy uczymy się z nich czegoś nowego :-)). Mamy też baśnie i śmieszną opowieść o kotach „Kocie historie – Trylogia”, która bardzo nam się wszystkim podoba.
- Rysowanie i kolorowanie. To zawsze zajmuje ich na kilkanaście minut, czasem dłużej. Zauważyłam, że chętniej rysują rano, jak są wypoczęci, albo po drzemce. Mela najbardziej lubi wodne kolorowanki – kupiliśmy taką z Psim Patrolem jeszcze w Australii, pisak napełnia się wodą i maluje po specjalnej kartce, aby pokazał się barwny rysunek. Jak wyschnie, to rysunek znika i można bawić się od nowa. Świetna sprawa i bardzo wygodne w samochodzie. Mamy też zwykłe kolorowanki i metalowe pudełko ze zmywalnymi kredkami świecowymi. Zdradzę Wam, że Mela najchętniej koloruje Zygzaka Mc Queena i inne auta, a Julek pieski z Psiego Patrolu :-).
Czasami dzieci wolą same coś narysować (częściej Julek), więc mam też dosyć sztywne kartki z bloku rysunkowego, które kładziemy na książce w twardej okładce. Do rysowania kredki, ołówki i kolorowe długopisy
- Naklejki. To zajęcie głównie dla młodszego dziecka, ale starszy czasem też do towarzystwa poprzykleja. Kupiliśmy jeszcze w Australii książeczkę z 200 naklejkami i kolorowankami z bajek Disney’a. Mamy też fajny zestaw naklejek, które można wiele razy przyklejać i odklejać na specjalnie przygotowanych tłach, które dzieci dostały w samolocie Air New Zealand.
- Bajki. Po kilku godzinach jazdy, gdy dzieci są już wszystkim znudzone, to bajki są najlepsze na dotrwanie do końca podróży. Mamy kilka bajek Disney’a (najczęściej oglądane są Auta ;-)) i krótkie bajki m.in. o cyferkach, ściągnięte z baby.tv. Nie mamy stałego połączenia z internetem w drodze, więc musimy pamiętać, aby co jakiś czas ściągnąć coś nowego w hotelu, gdzie jest wifi. Dzieci oglądają na iPadzie opartym na plecaku, który stoi na środku na podłodze.
- Piosenki dla dzieci. Mamy kilka płyt z piosenkami ściągniętych na telefon i słuchamy i śpiewamy je czasem wszyscy razem. To najlepszy sposób, jak nie chcemy, żeby dzieci zasnęły, bo np. już dojeżdżamy do celu.
- Zabawki. Tych też trochę mamy w samochodzie. Ostatnio kupiliśmy takie małe metalowe walizeczki (śniadaniówki), w których dzieci mają jakieś autka, samoloty, figurki, żeby to jakoś uporządkować Melka ma też lalkę i mały ręczniczek, żeby ją zawijać lub przykrywać. Co jakiś czas, gdy długo jedziemy, dzieci dostają też jakąś nową małą zabawkę, przeważnie resoraka 😉 Wychodzimy z założenia, że skoro my kupujemy sobie czasem w drodze kawę w Starbucks’ie, to dzieciom możemy też kupić jakiś drobiazg. To zawsze poprawia im humor i zajmuje na jakiś czas.
- Przekąski. Oczywiście jedzenie też „zabija czas”, więc przegryzamy czasem jabłka, banany, małe marcheweczki, a czasem ciasteczka z literkami (przy okazji ucząc się liter) lub żelkowe miśki, które rozciągane są na wszystkie strony 😉
- Spanie. To ważny element podróży 🙂 Staramy się tak planować drogę, aby jechać w porze drzemki Meli. Często ja i/lub Julek też na chwilę się zdrzemniemy w tym czasie ;-).
- Gry w telefonie. Nie lubię dawać dzieciom telefonu do grania, zwłaszcza takim małym jak Mela, która później nie chce go oddać i jest płacz. Ale czasem już nie wiadomo co z nimi robić, więc dostają na chwilę gry. Częściej dostaje je Julek, gdy Mela śpi. Nie dłużej niż pół godziny.
W USA jest wiele do zobaczenia, ale odległości są naprawdę duże, więc żeby coś zobaczyć, trzeba jechać kilka dni. Dziennie staramy się jechać między 4 a 6 godzin. Co 3-4 dni robimy jeden dzień przerwy, w którym zwiedzamy okolicę, bawimy się w hotelu lub na placu zabaw i regenerujemy przed dalszą drogą. Nie zawsze jednak w podróży jest tak kolorowo – czasem dzieci marudzą, nic ich nie interesuje i nudzą się pytając w kółko „co mogę robić?” – bywa i tak, ale i tak uważamy, że warto wybrać się w drogę, by zobaczyć inny świat.
A może macie jeszcze jakieś pomysły na spędzanie czasu w samochodzie? Napiszcie w komentarzu – może wykorzystamy, bo mamy jeszcze sporo do przejechania 🙂