San Telmo

San Telmo

Nasze buenosairańskie mieszkanie mieściło się w starej kamienicy, takiej z windą zamykaną na dwie kraty. W starej kamienicy otoczonej innymi starymi kamienicami – na dole były różne sklepy czy inne zakłady, a co jakiś czas brama wejściowa – jak wrota do innego świata. Owe różne sklepy czy zakłady przez niemałą część dnia były zamknięte – powiedziałbym nawet, że bardzo zamknięte. Nie wystarczy po prostu na zamek zamknąć drzwi – trzeba zasunąć kratę i jeszcze metalową roletę, rozwinąć drut kolczasty, ustawić wieżyczki strzelnicze i punkty kontrolne…no prawie. Chociaż gdyby mogli, to pewnie tak by zrobili (inna sprawa, że to nie jest taka niebezpieczna okolica wcale…więc to chyba bardziej sprawa przyzwyczajeń). Ulice w tej dzielnicy ułożone były w dość schludną kratkę, więc po środku był duży dziedziniec. Ale nasz dziedziniec nie był zwykłym dziedzińcem – zawierał w sobie…uniwersytet (UADE – Universidad Argentina de la Empresa). Przez okna więc, do godzin późnonocnych (lub wczesnoporannych – wszystko kwestia interpretacji), słyszeliśmy życie studenckie (nie pytajcie, co robili tam tak późno…).

Monserrat. Tak nazywała się nasza dzielnica. Eksplorację Buenos Aires zaczęliśmy, oczywiście, od naszych okolic. Już pierwszego dnia ruszyliśmy na wschód (już kiedyś pisałem, dlaczego wybieramy wschód 😉 ). Trafiliśmy, mniej czy bardziej przypadkiem, do San Telmo. Pierwsze wrażenie – niespecjalnie nam się podoba. Trochę jak wrocławskie rejony ulicy Krakowskiej sprzed 20 lat. Pierwszemu wrażeniu, na szczęście, nie daliśmy się i podejmowaliśmy kolejne próby. Za każdym razem było lepiej i muszę przyznać, że bardzo polubiłem to miejsce.

A co to jest San Telmo? To dzielnica tanga, niestety już tylko takiego na pokaz dla turystów i czasami mieliśmy wrażenie, że tancerze nie byli najlepsi (mówię to ja, mistrz tanga 😉 ), no ale na Plazza Dorrego można zobaczyć tańczącą między stolikami parę i dzieci wiedzą już z grubsza, co to tango.

San Telmo to też Market (Mercado San Telmo) – i to jest moje ulubione miejsce. Duży, stary, bardzo ciemny w środku budynek z mnóstwem stoisk. A na stoiskach – telefony z tarczami (czyli takie, które żeby działały, podłącza się do odpowiedniego gniazdka w ścianie, które nie jest kontaktem ;-)…a w dodatku nie mają wyświetlaczy), aparaty analogowe i Polaroidy, kasety audio i video, mnóstwo starych zabawek… Mam tylko pewien problem z tym wszystkim – otóż większość tych rzeczy (telefony, aparaty, zabawki) to jest dokładnie to, czego ja sam używałem lata temu. A mówią o tym „starocie”…hmm…

Można tam też znaleźć wiele starych piór – i to jest to, czemu poświęciłem najwięcej czasu.

W niedzielę w całym tym rejonie jest też duży targ (zamykają dla ruchu kilka ulic), na którym są i starocie i nowe wyroby – głównie rękodzieło lokalnych artystów.

Ogólnie – bardzo ciekawe miejsce 🙂 Acha! Jest tu też Mafalda – bohaterka komiksów sprzed 40tu lat.

Jest jeszcze jeden powód, dla którego San Telmo dobrze nam się kojarzy. Czterech Wspaniałych…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.